Surfowanie.
Zawsze najciemniej jest przed wschodem słońca. Ale nie potrzebuję światła, by wiedzieć, dokąd jadę.
Prowadzi mnie zapach soli w powietrzu i szum fal. Drżenie silnika pode mną pobudza apetyt na falujące masy wody przede mną. Przekręcam dłoń i wjeżdżam na szczyt wydmy, na wiele godzin zanim większość ludzi dopiero się budzi.
Start
Ziemia się kończy, a zaczyna woda.
Ziemia się kończy, a zaczyna woda.
Horyzont zaczyna się rozświetlać, gdy wiosłuję w jego kierunku. Wkrótce noc się skończy i zacznie dzień. Wszystko ma dwie strony. Każdy kontynent ma wybrzeże. A każdy grzbiet można pokonać. Przyjmuję ulice i fale takimi, jakie one są. Teraz czuję, jak woda podnosi się pode mną i budzi się do życia. Pozwalam się unosić na grzbiecie fali i wsuwam się do jej wnętrza, zanim się załamie. Teraz jestem tylko ja i woda.
Odjazd
Podążam w stronę lądu i na krótką chwilę znajduję się w świecie, w którym nie istnieje czas.
Podążam w stronę lądu i na krótką chwilę znajduję się w świecie, w którym nie istnieje czas.
Nieważne, jak często surfuję, za każdym razem czuję się, jakby to był pierwszy raz, bo każdego dnia odradzam się w wodzie. Pierwsze światło dnia prowadzi do miasta, gdzie wszystko budzi się ze snu. Ale nawet jeśli nie mogę surfować na lądzie, mogę wszędzie zabrać ze sobą to uczucie. Wkładam kask i wiem dokładnie: jedna przejażdżka się skończyła, ale kolejna dopiero się zaczyna.